http://wirtualnewydawnictwowiwo.blogspot.com/search/label/miko%C5%82ajek%20wchodzi%20do%20eu-ropy
Jeszcze w Mikołajku w szkole PRL (pierwsze wydanie: 1986 i można z dużą dozą śmiałości i prawdopodobieństwa zakładać, że książka opisuje wydarzenia z lat niedługo po stanie wojennym), a więc w połowie lat osiemdziesiątych, można było napisać, że ktoś (rodzice Ziemomysła bodaj) odmawia utrzymywania (chyba jakichkolwiek) stosunków z kimś (dziadkiem Ziemomysła bodaj), bo ten drugi ktoś opuścił żonę (babcię Ziemomysła) i zaczął żyć wspólnie "z jakąś panią". Nie oceniamy tu, czy odmowa utrzymywania stosunków z krzywoprzysiężcą małżeńskim jest dobra/zła/praktyczna/zasadna w przypadku konkretnej osoby (nie tylko dziadka Ziemomysła). Zwracamy jedynie uwagę, że jeszcze niespełna czterdzieści lat temu taka reakcja wydała się autorce książki na tyle zrozumiała dla czytelnika, że umieściła ją w fabule i dodatkowo jej nie komentowała. Co ciekawe, to ta sama autorka, która we wstępie do któregoś z kolejnych wydań swojego Mikołajka (w ramach zjawiska, które moglibyśmy określić mianem "ukąszenia okrągłostołowego") usiłowała rehabilitować aparatczyków PZPR, którzy przedzierzgnęli się tymczasem w "lewicę demokratyczną". Ale zjawisko społeczne / odium rodzinne związane z porzuceniem współmałżonka dostrzegała...
A jak to tłumaczyć współczesnym młodym, dla których tak znacznej liczby określenie "partner" wyparło już słowa "mąż", "żona", "małżonek", "małżonka"?
(Za/Przy/Do)szły zmiany. Czasy stare i nowe. Nova et vetera. Kurczę, te vetera to ideał nie był, ale w pewnych aspektach miał jednak swoje zalety...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz