17 lutego 2022

W kontekście kanadyjskiego Konwoju Wolności: Stefan Molyneux „Wojna i złudzenie ochrony”


Tekst z roku 2005!!!


Kilka dni temu byłem na lunchu z kolegą, byłym wojskowym, i rozmowa zeszła na politykę. Wspomniałem, że rząd dobrowolnie nigdy się nie zmniejszy; upadnie wyłącznie wskutek bankructwa. Mój kolega powiedział, że bardzo szanuje Paula Martina, Premiera Kanady – bo Martin poczynił postępy w radzeniu sobie z deficytem budżetowym w latach dziewięćdziesiątych.

– Poczułem dużą ulgę – powiedział – bo w tamtym okresie w całym naszym szkoleniu skupialiśmy się na tłumieniu buntów obywatelskich.

Byłem zszokowany – mimo że już przez dwie dekady badałem naturę Państwa. Zapytałem go, co ma na myśli.

– Och – wzruszył ramionami. – Rząd spodziewał się rewolty, więc wszystkich nas uczono, jak ją tłumić. Rzeczywiście myśleli, że skończą im się pieniądze, więc chcieli mieć nas w pogotowiu na wypadek, gdyby Kanadyjczycy naprawdę się na nich wkurzyli.

Wydało mi się to fascynujące. I odkrywcze, rzecz jasna. Kanadyjski rząd usiłował zahamować zadłużenie, a jednocześnie – na wypadek gdyby się nie udało – szkolił swoje siły zbrojne, aby skierowały broń przeciw Kanadyjczykom.
[podkr, od RediWiWo] Albo gdyby się udało – ale Kanadyjczykom nie spodobałyby się efekty. Wstrzymanie wypłacania zasiłków. Wstrzymanie wypłacania emerytur. To byłaby recepta na rewolucję.

Oczywiście, można się tego spodziewać. Rządy chronią swoje interesy, a nie interes obywateli. Przytoczony przykład rzuca jednak światło na interesującą kwestię: mimo wszystkich dowodów, których dostarczył dwudziesty wiek, ludzie nadal sądzą, że rządy istnieją, aby chronić swoich obywateli. Ta teoria jest ciekawa – i znakomicie nadaje się do analizy. Aby ją zbadać, przyjrzyjmy się państwowej „ochronie” na przestrzeni dziejów. Jeżeli władza państwowa istnieje po to, aby chronić obywateli, powinna rozrastać się i kurczyć w zależności od zagrożeń, przed jakimi stają obywatele. Skoro mówię, że mój dentysta wierci mi w zębach, bo mają dziury – oczywiste jest, że powinien wiercić mniej – albo w ogóle – jeśli dziur nie ma.

Pierwszym i najpoważniejszym zagrożeniem dla obywatela jest wojna. Wojny zawsze wywołują rządy, ale notorycznie twierdzą, że chronią swoich obywateli przed agresją innych rządów. To znaczy: inne rządy są złe, więc nie da się uniknąć wojny – a zatem musimy być częściowo zniewoleni przez nasz własny rząd, aby mógł nas chronić przez tymi nieuniknionymi wojnami.

Łatwo zbadać prawdziwość tego twierdzenia. Jeżeli rządy istnieją, aby chronić swoich obywateli przed innymi rządami, to w miarę jak dane państwo staje się coraz bezpieczniejsze, rozmiar jego sił zbrojnych powinien się zmniejszać. Zatem na przykład po upadku Związku Sowieckiego, budżety wojskowe krajów europejskich i NATO powinny zostać zredukowane. Co więcej, państwo takie, jak Szwajcaria, usytuowane w samym środku niesfornej Europy, powinno dysponować o wiele większym budżetem wojskowym niż Stany Zjednoczone, które od wschodu i zachodu mają ocean, a na północy i południu przyjaźnie nastawionych sąsiadów. Albo na przykład Japonia – powinna być w ciągu swojej historii pokojowym krajem, ponieważ jest właściwie odporna na inwazje. Tak samo Anglia.

Nawet najbardziej pobieżna analiza historyczna wskazuje na brak współzależności między poziomem bezpieczeństwa w danym kraju a wydatkami na siły zbrojne. Ponieważ między budżetem wojskowym a zewnętrznymi zagrożeniami brak korelacji, nie ma tu związku przyczynowo-skutkowego. A więc rządy utrzymują siły zbrojne nie dla ochrony swoich obywateli przed wrogami z zewnątrz. Siły zbrojne muszą istnieć z jakiegoś innego powodu.

– Och – powiecie prawdopodobnie – Związek Sowiecki upadł, ale co z zagrożeniem ze strony państw muzułmańskich? No cóż, to też ciekawe. Jeśli nasz rząd istnieje, aby chronić nas przed innymi rządami, nie powinien nigdy sprzedawać innym rządom broni. Jeśli policjanci są po to, żeby chronić nas przed przestępcami, powinni powstrzymywać się od dostarczania im broni, prawda? Lekarz nie może celowo zarażać pacjentów, a później usprawiedliwiać czerpania od nich dochodów tym, że są chorzy. Nasi przywódcy nie mogą używać naszych pieniędzy do uzbrajania innych rządów, jednocześnie twierdząc, że muszą zabierać nam pieniądze, bo inne rządy są niebezpieczne.

Kontrargument zazwyczaj brzmi tak: Tylko niektóre spośród innych rządów są zagrożeniem. Innymi słowy, nasi przywódcy wiedzą, jak niebezpieczne są inne rządy – zarówno teraz, jak i w dalekiej przyszłości – i dostarczają broń tylko tym, które nigdy nie skrzywdzą własnych obywateli. Arabia Saudyjska i Irak – i tyle. To twierdzenie upada, bo nasi przywódcy regularnie dostarczają uzbrojenia tym, którzy okazują się wrogami.

Jest jeszcze jeden argument, który należy zbadać: Czy przywódcy cenią bezpieczeństwo swoich obywateli bardziej niż sami obywatele?

Wyobraźmy sobie Państwo, które uchwala prawa zmuszające swoich obywateli do korzystnych dla zdrowia czynności, takich jak ćwiczenia fizyczne albo właściwe odżywianie. Oczywiście, takie prawa mają ukryte założenie, że Państwo troszczy się o zdrowie obywateli bardziej niż oni sami. Aby usprawiedliwić to użycie przemocy, musimy uznać, że zdrowie to największe dobro, i że Państwo dba o zdrowie obywateli bardziej niż sami obywatele – i że możemy osiągnąć zdrowie tylko używając państwowej przemocy.

Jednak ta argumentacja jest nie do utrzymania. Zdrowie nie jest największym dobrem; gdyby było, nie istniałyby czekolada, chipsy, samochody, skydiving, dzieci i papierosy. Największym dobrem jest, oczywiście, szczęście, i czasami poświęca się dla niego zdrowie – o czym wszyscy się przekonujemy, kiedy dajemy się skusić tacy ze słodyczami.

Jednak nawet gdyby zdrowie było największym dobrem, nie ma gwarancji, że przemoc byłaby w stanie je zapewnić. Na najbardziej podstawowym poziomie stres związany ze stosowaniem przemocy, a jednocześnie bycie jej poddanym, całkowicie pozbawiłby nas jakichkolwiek korzyści zdrowotnych z ćwiczeń czy lepszej diety. A ponieważ zdrowie nie jest największą wartością, ludzie naturalnie staraliby się unikać brutalnego przymuszania do zdrowych nawyków, usiłując dołączyć do tych kategorii ludzi, którzy są wolni od tego przymusu: ludzi z kontuzjami sportowymi, z depresją, w ciąży, ze słabymi kośćmi, z cukrzycą, z niezwykle ważnym zawodem. Lekarzom dawałoby się łapówki, żeby udokumentowali te wymówki, rozwijałyby się grupy lobbystyczne, tworzące wyjątki, fikcyjne kluby fitness wydawałyby fikcyjne „zaświadczenia o odbyciu ćwiczeń”, a zachowanie wszystkich zmieniłoby się w taki sposób, aby uniknąć państwowego przymusu.

Zdrowia nie da się osiągnąć, stosując przemoc, bo największym dobrem jest szczęście. Stosowanie przemocy nie pozwala też osiągnąć i utrzymać szczęścia. (Z wyjątkiem samoobrony, która nie jest, oczywiście, przemocą; samoobrona ma się do przemocy tak jak operacja do dźgnięcia nożem przypadkowego człowieka; operacja ma na celu utrzymanie zdrowia za cenę krótkotrwałego uszkodzenia ciała; samoobrona ma na celu utrzymanie szczęścia za cenę krótkotrwałego stresu.)

Jednak – aby ostatecznie rozstrzygnąć sprawę – weźmy najbardziej skrajny przykład i wyobraźmy sobie, że zdrowie to największe dobro i możemy je osiągnąć tylko stosując przemoc. Jeżeli tak jest, nie ma absolutnie żadnego powodu, aby tylko funkcjonariusze Państwa mieli prawo używać przemocy, aby osiągnąć ten cel. To twierdzenie opiera się na precedensie dotyczącym samoobrony – obywatel ma prawo bronić siebie i swojej własności bez ponoszenia kary. Zatem – jeżeli zdrowie to najwyższa wartość, a zastraszanie ludzi to jedyny sposób, aby utrzymali swoje zdrowie, wszyscy powinniśmy móc to robić. Powinienem mieć prawo wtargnąć do domu sąsiada i zmusić go, aby rzucił na ziemię trzymanego w ręku pączka.

Weźmy to, czego dowiedzieliśmy się z przykładu dotyczącego zdrowia i wróćmy do kwestii obronności. Ochrona przed przemocą nie jest największym dobrem i też nie da się jej osiągnąć przemocą – ponieważ przemoc sama w sobie jest naruszeniem ochrony. Jeżeli mówię, że muszę cię obrabować, żeby cię chronić – bezpośrednio naruszam tę właśnie ochronę, którą rzekomo dostarczam.

Jeśli jednak przyjmiemy, że funkcjonariusze Państwa powinni móc okradać nas z pieniędzy, aby nas chronić – każdy powinien mieć prawo to robić. Jeżeli mój sąsiad nie kupuje sobie do domu systemu alarmowego, powinienem mieć prawo iść do niego i, grożąc mu bronią, zmusić go do zakupu. Tak właściwie firma produkująca domowe alarmy też powinna mieć takie prawo. Nie podobałoby się to nam, bo dostrzeglibyśmy oczywisty konflikt interesów – tak jak w przypadku Państwa, które kradnie pieniądze i dostarcza usług. Więc jeżeli firmie produkującej alarmy nie wolno zmuszać ludzi do kupowania jej produktów, Państwu też nie wolno tego robić – bo i firma, i Państwo są po prostu organizacjami społecznymi składającymi się z ludzi, którzy podlegają tym samym prawom moralnym i wyrzutom sumienia.

W końcu docieramy do najważniejszego pytania: Nawet jeśli przyjmiemy, że Państwo powinno chronić swoich obywateli – czy przywódca Państwa troszczy się o życie obywateli bardziej niż oni sami?

Nikt z nas nie chce umrzeć, ani być zniewolony. Podejmiemy zatem wszystkie konieczne środki, aby chronić nasze życie i własność. Jeśli ktoś domaga się, abyśmy zrzekli się na jego rzecz tej odpowiedzialności – racjonalnie byłoby zrobić to tylko wtedy, jeżeli ta osoba troszczyłaby się o nasze życie i własność bardziej niż my sami.

Nazwijmy przywódcę naszego państwa Bob. Jeśli Bob dba o nasze życie bardziej niż my sami – jak to czyni wielu rodziców w stosunku do swoich dzieci – oczywiste, że byłby pierwszym, który poświęciłby się za nas w czasie wojny, tak jak rodzice często poświęcają własne interesy ze względu na swoje dzieci. W dziedzinie polityki i wojny nigdy tak to nie wygląda – przywódcy nigdy nie giną na polu bitwy jako pierwsi.

Jeżeli Bob troszczy się o nas bardziej niż my sami, nie będzie ani trochę mniej skłonny do prowadzenia wojny, jeśli sam będzie zagrożony. Zatem rozprzestrzenianie broni nuklearnej nie powinno zmniejszyć częstotliwości wojen między państwami, które ją posiadają. Na przestrzeni dziejów pewne państwa wypowiadały innym wojnę ze smutną regularnością. Jednak od czasu powstania broni nuklearnej ani jedno mocarstwo atomowe nie wypowiedziało wojny innemu. Co się zmieniło? Liczba ofiar? Jasne, że nie – w pierwszej i drugiej wojnie światowej zginęły dziesiątki milionów ludzi, a więcej ofiar przyniosło konwencjonalne bombardowanie Tokio niż zrzucenie bomby jądrowej na Hiroszimę. To, co się zwiększyło, to nie skala cierpień. Czy chodzi o długoterminowe następstwa użycia broni nuklearnej? Trudno to ocenić, bo broń konwencjonalna też niesie ze sobą niszczące pożary, epidemie, brak wody i odpowiednich warunków higienicznych, miny lądowe, obszary zatrute iperytem, skażone trującymi substancjami i inne długotrwałe efekty, szkodliwe dla zdrowia człowieka.

Nie – jedyna wyraźna różnica między bronią konwencjonalną a nuklearną polega na tym, że broń nuklearna zagraża bezpośrednim i osobistym interesom przywódców politycznych. Mogą zostać zabici oni sami, albo ich rodziny, albo ich krewni i znajomi. Innymi słowy, jedyna różnica między bronią nuklearną a konwencjonalną tkwi w tym, że klasa rządząca czuje się zagrożona przez broń nuklearną. (Oczywiście, to, co tyczy się broni nuklearnej, dotyczy również innych rodzajów broni masowego rażenia – i dlatego rządzący mówią o niej z takim przerażeniem.)

Jest zatem jasne, że – kiedy życiu Boba i jego rodziny wojna zagrażałaby – Bob w cudowny sposób potrafi powstrzymać się od wypowiedzenia jej. Twierdzenie, że Bob obawia się broni nuklearnej nie ze względu na swoje życie, ale dlatego, że chce chronić swoje państwo, to nonsens. Gdyby tak było, Bob nigdy nie wypowiadałby wojny innym państwom – tym, które nie posiadają broni nuklearnej – a robi to dość regularnie.

Podsumowując: koncepcja, według której rządy istnieją po to, aby chronić swoich obywateli, to czysta bzdura – i jak długo w to wierzymy, znajdujemy się w poważnym niebezpieczeństwie. Rządy chwycą się wszystkiego, aby usprawiedliwić użycie przeciw nam przemocy, a „obrona [obywateli]” to najgroźniejsze ze wszystkich uzasadnienie. Drapieżność, rabunek i desperacja państwa opiekuńczego – to jedno; morderstwa, zniszczenia i degeneracja państwa wojskowego – to coś zupełnie innego. Tak długo, jak będziemy rezygnować z naszych swobód na rzecz rządów, tak długo będą one tworzyć nowe zagrożenia – aby coraz bardziej nas zniewolić, „chroniąc” nas przed przemocą, którą wcześniej same prowokują.

_______

Tłumaczenie na podstawie:
Stefan Molyneux, War and the Fantasy of Protection, http://freedomain.blogspot.com/2005/01/war-and-fantasy-of-protection.html

War and the Fantasy of Protection opublikowano na stronie http://www.freedomain.blogspot.com/ 30 stycznia 2005 r.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Vox populi, vox Dei?

Szukanie

Archiwizowanie

Dla odwiedzających