jako hasło oraz idea zachwalana jako chwalebna pojawił się po raz pierwszy w mojej przytomnej pamięci w formie spotkania z wolontariuszem. Było to w jednej z młodszych klas szkoły podstawowej.
Wolontariusz, mężczyzna w średnim wieku, pracował za darmo na "Wyspach Solomona" – tak wielokrotnie z naciskiem powtarzał. Narzuciła mu się zapewne angielska wersja nazwy archipelagu. To był pierwszy kontakt z ideologią wolontariatu postulowanego jako pomysł na życie. Miast pracować i bogacić się, zaś z oszczędzonych środków hojnie wspierać ubogich, miałem podaną taką receptę na życie: będąc Polakiem jechać na antypody i wspierać tambylców. Komuś zapomniało się, że jestem tutejszy i obowiązki mam tutejsze. Szło nowe, obce...
Bazar, na którym można było kupić przecenione numery zagranicznych (głównie angielskojęzycznych) czasopism (starszych o tydzień lub miesiąc względem tych, które właśnie okupowały empikowe półki); ludzie wyprzedający olbrzymie kolekcje kaset magnetofonowych → bo właśnie weszły kompakty oraz internet. W nieco późniejszych czasach narzekanie na to, że zablokowano kolejny serwis do pobierania plików.
Słowo jeszcze z sprawie karate: zaraz po zakończeniu pokazu każdy, oczywiście, chciał się pokazać i wykazać i zaczął zadawać kolegom ciosy wzorowane na tym, co chwilę wcześniej mu zaprezentowano. Z kim przestajesz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz