17 września 2020

Zdjecia, które omal były: Weterynarz / Ćwiczenia z techniki manipulacji (?)

Taka fotografia: okno przychodni weterynaryjnej, bezpośrednio pod nim kwiaty i znicze jak z okazji rocznicy. W oknie przychodni: wielka psia morda i chyba kocia obok. Cóż to: palą świeczki czworonożnym bohaterom? Tak dobrze (a może tak źle) jeszcze nie jest. Po prawdzie nad oknem zakrytym w całości reklamą ze zwierzętami znajduje się tablica upamiętniająca rozstrzelanie. I to w jej kontekście pali się pod oknem znicze i składa kwiaty. Niemniej jednak obrazek dla naszych spsiałych czasów charakterystyczny. Wystarczyłoby zrobić zdjęcie przedstawiające okno i znicze oraz kwiaty, pomijając bez kłopotu nadokienną tablicę. I nikogo by chyba też obrazek zbytnio nie zdziwił. Taki pieski ten świat...

15 września 2020

Moje lata dziewięćdziesiąte, dwutysięczne, dwatysiącedziesiąte, a nawet dwatysiącedwudzieste: Penesamig czyli Panasonic 2.0 albo 0.5 (bo "podróba")

Śladem naszych publikacji:

http://wiwopowiwo.blogspot.com/2020/09/moje-lata-dziewiecdziesiate-impresje.html

 

 

 

Adibas, Uma, Rebok – i inne "podróbki", które w istocie mogły być produkowane w tych samych fabrykach co "oryginały", ale sprzedawane potem znacznie taniej.
 

Dodatek wspomnieniowy:

Rozrost "eleganckiego" osiedla przy ostatniej stacji metra: najpierw wyjścia ze stacji i prowadząca do nich droga z betonowych płyt, a gdzieniegdzie domki. Dziś: natłok bloków i wszystko "ucywilizowane".


Św. Mikołaj, burak i kaczki


 

13 września 2020

REDiNTERPRETACJA: Sed contra

Autokomentarz do opowiadanka:

http://wiwopowiwo.blogspot.com/2020/09/nieznajomi-z-rowerow-w-niewidzialnej.html


 O(h), shi(f)t...

Jak spowodować zmianę?

 

 


REDiNTERPRETACJA: Sed contra


"It was BIG."


Z perspektywy dziecka zbliżający się do niego zwierz jest większy niż z perspektywy dorosłego. Powinniśmy to w naszej perspektywie uwzględnić.


Dla dziecka spotkanie czy ew. starcie z psem, który nam wydaje się maleństwem, to jakby pojedynek z gigantem.

Dziecko wchodzi na schody, wdrapuje się na krzesło – fraszka, zdaje się. "Ale sprawnie sobie radzi!". Lecz przecież dla człowieka, który ma wzrostu niespełna metr – to tak jak gdyby przed nami stawiano dzień w dzień zadanie wspinania się na stopnie wysokości solidnych pomnikowych cokołów.


→ Jarek z tym-tym w ręce


No, bo skoro wziął do ręki "to-to", to...


Źródło motta do textu:

G. K. Chesterton, The Man Who Was Thursday



Komentarz do tytułu Niewidzialnej klatki (który to termin nie pojawia się w tekście opowiadanka ani razu):


"Niewidzialna klatka" oznacza swego rodzaju "strefę ochronną" otaczającą dziecko. Dziecko ma mieć poczucie bezpieczeństwa – również wtedy, gdy wychodzi z własnych bezpiecznych (? – w rozbrojonym niemal doszczętnie społeczeństwie?) czterech ścian. Normalne jest, że (nie wszędzie oczywiście, nie na środku jezdni – ale np. w parku, na placu zabaw, na szerokim chodniku) chce i ma prawo pobiegać. Bez oglądania się (dziecka i rodzica) na prawo i lewo, czy nie podbiegnie do nich jakieś zwierzę. Gorzej niż tzw. Dziki (a naprawdę nie taki dziki) Zachód normalnie! Tam przynajmniej nikomu nie zakazywano nosić ze sobą strzelby, z której jakieś dzikie nachodzące czy nabiegające go zwierzę mógł bez pardonu zastrzelić.


O "niewidzialnej klatce" powszechnie zapomniano, dziecko wystawiono na wszelkie brudy i zachcianki świata. Z uśmiechem to dziecku objaśniamy, staramy się jakoś-takoś chronić, z przymrużeniem oka komentujemy – ale ten brud jest i się wdziera jawnie i postrzeżenie. Taka sama "strefa ochronna" dotyczy, oczywiście, kobiet, a kobiet w ciąży w szczególności. Ale któż się z tym liczy? Instytucjonalne wprowadzanie "przywilejów" dla kobiet w ciąży ("tu obsługujemy panie w ciąży bez kolejki" – pysznią się gdzieniegdzie napisy) świadczy o słabości społeczeństwa, któremu trzeba przypominać to, co powinno rozumieć z natury rzeczy. Kobietę trzeba chronić, szanować, przed paniami zdejmujemy kapelusze, ustępujemy im w drzwiach, miejsca... Zaraz? ustępujemy? Chamstwo się pleni. Bezczelne komentarze (również, a może zwłaszcza z ust mężczyzn, którzy nigdy doświadczenia ciąży ani porodu nie przeżywają) są na porządku dziennym. "Pani, patrząc na pani brzuch, jest dopiero w piątym miesiącu". (Nawet gdyby tak było (a nie jest), to co z tego, tłusty nieokrzesańcze? Masz moralne prawo wysiadywać tu swój gruby tyłek i nawet nie zaproponować, że mi ustąpisz?). O tym, aby ktoś bez dodatkowego komentarza albo interwencji obsługi sklepu zaproponował ustąpienie miejsca w kolejce – zapomnij! No, może jeszcze czasem jakaś kobieta zrozumie sytuację (bo sama w niej była) – bywa. Ale mężczyźni? A raczej – "mężczyźni"?


I o tym świadczy komentarz opowiadankowej Mamy, która mówi (bez rozpaczy, ale z pewnego rodzaju rezygnacją): "Co ja mogę?". Nie zawsze jest przy żonie mąż, żeby dobitniej pewne podstawowe prawdy nieokrzesańcom wytłumaczył.

 

Ale "niewidzialną klatkę" można też rozumieć jako nakładane samemu sobie ograniczenia, zachowania nienormalne obliczone na zmniejszenie ryzyka kontaktu swojego dziecka i swojego ze zwierzakiem, z którym kontaktu sobie nie życzę.


Dziecko nie wszystko ze wszystkich sytuacji rozumie (tak jak my – na pewno na swój sposób rozumie wszystko), ale ci durni pełnoletni (ale niedorośli) – już powinni rozumieć.


Kwestia przedtytułu:

Nieznajomi z rowerów

Właściwie żadni tacy w opowiadanku nie występują, ale (podobnie jak w Szklanej pułapce 2 lub Trzy) idziemy prawem serii. Tematyka podobna. Ciąg dalszy oryginalnych Nieznajomych.



WOJNA Z PSIARZAMI DZIECKA OCZAMI wielkimi literami → te psy i psiarze są wielcy


Istnienie Prawdy ("prawdy obiektywnej", czyli po prostu prawdy) jest wpisane w rzeczywistość i ujawnia się w fascynujący sposób w języku: używamy pojęcia "nieskończoność", znamy ten wyraz; nie umiemy go do końca zrozumieć, bo możemy sobie te kolejne dziewiątki dostawiać: 999999999999999999999999999999999 – ale wciąż da się dostawić kolejną i jeszcze bardziej się do nieskończoności zbliżyć. Nie umiemy zatem nieskończoności w sposób pełny opisać, ale wiemy, że jest. Podobnie z tzw. "paradoksem kłamcy". Ktoś, kto usiłowałby stwierdzić: "Zawsze kłamię" jednak to zdanie musiałby wypowiedzieć prawdziwe. A zatem dostajemy z góry wskazówkę: coś prawdziwe (obiektywne) jest.


A prawda w sprawie ludzi i zwierząt jest taka: gdyby za cenę jednej duszy ludzkiej uratowanej od wiecznej zagłady (wskutek niewczesnej albo niepóźniej śmierci, kalectwa, innego wydarzenia związanego z nieodpowiedzialnymi właścicielami zwierząt) trzeba było wykończyć wszystkie zwierzęta na świecie (z durnymi psami poczwórnie durnych właścicieli na czele) (nie, żeby Pan Bóg na pewno przed taką sytuacją nas stawiał – dlatego: "gdyby" – ale zaczynamy już chyba osiągać stan masy krytycznej) – to jest to tego warte. Jak to tłumaczyć doszczętnie i dogłębnie odkatolicyzowanemu społeczeństwu?


"Gdzie chusteczki? Są – na swoim miejscu. Dalej – czyścić!". Mama, jak to Mama, ma wszystko na swoim miejscu; ale jest naprawdę trochę zdenerwowana, więc przez chwilę niepewna, gdzie chusteczki się podziewają. Przypomina sobie ("na swoim miejscu", rzecz jasna) i przystępuje do czyszczenia dzieci z qpy.



"Facet patrzył to na swojego psa, to na człowieka, potem znów na człowieka i znów na psa, ale nie był się już w stanie połapać, co jest czym". (Aluzja do Folwarku zwierzęcego).


zamiast "kto jest kim" → dla wzmocnienia efektu; uzwierzęcenie człowieka raczej niż personalizacja zwierzaka; ale efekt ten sam: Pies (odgoniony) merdał już na powrót ogonem. A facetowi też się pomerdało.



"Tego uczysz dzieci?" – jak reagują niekiedy psiarze na prewencyjny atak na swoje (niegryzące, nieocierające się o alergików, nieszczerzące kłów, oczywiście) zwierzę. Dokładnie tego. I ciebie też nauczę.


Towarzyszyło nam zastanowienie, czy końcowy passus zawierający miejsce i datę powstania (a właściwie nawet: rozgrywania się) utworu, nie powinien wyglądać następująco:


To, co kiedyś godziło się zwać Polską,

wszędzie właściwie

poza własnym ogrodzonym

i ufortyfikowanym terenem,

AD MMXX


...ale zadaliśmy sobie takie pytanie:

– jeśli tak, to kiedy godziło się Polskę nazywać Polską? za Sobieskiego?




6 września 2020

REDinterpretacja: De mortuis nil nisi veritatem

Nie Polska jest najważniejsza, ale chrzest




AutoKomentarz do Żeńców DwócH: Cienia łowcy

http://wiwopowiwo.blogspot.com/2020/07/zency-dwaj-stroz-brata-swego.html



Ze szczególnie serdecznym podziękowaniem

dla Pani Urszuli Juhanowicz,

która swego czasu poczyniła niezwykle celną uwagę:

w tzw. debacie publicznej na dowolny temat

nikt nigdy nie powołuje się na Pana Boga,

nauczanie Kościoła, przykazania;

nawet ci, których bierzemy za "naszych",

używają argumentów wyłącznie

"ludzkich", "świeckich".

W ramach tzw. debaty publicznej

Pan Bóg i Jego prawa zostają poza nawiasem.



Rzekł Dębski w sercu swoim: nie masz Boga. I tak też działał. I to też głosił. I, o ile nam się zdaje, nikt nigdy w żadnej debacie przeciw niemu nie powiedział mu prosto w twarz, że dzieci, które umrą wkrótce po urodzeniu, mordować nie wolno nie tylko ze względu na piąte przykazanie (to oczywiste) – ale trzeba dołożyć wszelkich starań, by urodziły się żywe, aby je ochrzcić, bo dziecko ochrzczone, które umiera przed uzyskaniem używania rozumu, na pewno dostępuje zbawienia. Czy wieczna szczęśliwość w Niebie razem ze Stwórcą to kategoria, która współczesnemu człowiekowi w ogóle cokolwiek mówi?



Kto z obecnego personelu medycznego obecnego w pierwszych chwilach życia dziecka poza brzuchem matki wie (przy nieobecności lub bierności ojca), w jaki sposób ważnie ochrzcić dziecko?



Krótkie przypomnienie: ważnego chrztu może udzielić każdy (również niekatolik, który ma intencję czynienia tego, co czyni Kościół): polewa głowę chrzczonego wodą i mówi: "Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego". Jak najbardziej można udzielać sakramentu w języku narodowym; w opowiadaniu zastosowano kanoniczną wersję łacińską dla podkreślenia wagi sprawy.



Tytuł Cień łowcy pierwotnie (to znaczy jeszcze na kilka sekund przed ostateczną publikacją) brzmiał: Dzień łowcy (aluzja do Nocy łowcy Laughtona).



Żołędny i Dębski. Dębski też występuje (jako patron oddziału), więc Żołędny nim nie jest, ale naśladuje go, uznaje za swojego mistrza. Nazwisko też do "lekarza od cudu przeżycia" nawiązuje. Oraz, oczywiście, do wiadomo kogo żołędnego.



[Polog] nawiązujący do nazwy (następującego zresztą chwilę później enderopodobnego) Prologu sygnalizuje zakończenie całego opowiadania i najważniejszy temat: udzielanie chrztu dzieciom zagrożonym śmiercią. Przypomina. Nb. słowo "połóg" bez polskich znaków brzmi właśnie "polog", więc można wziąć to za sygnał, że do porodu dojdzie, dziecko urodzi się żywe.



"Dobiega końca dramat małej Ali, nastoletniej ofiary gwałtu, u której dziecka zdiagnozowano nieuleczalną chorobę..." – – – "...renomowanego szpitala orzekł jednogłośnie, że ciąża może zagrażać zdrowiu, a nawet życiu młodocianej matki..." – – – "...minister zdrowia też nie ma wątpliwości..." – – – "...prawo jasno stanowi, że...".

Skumulowane. Kumulacja – wszystkie przypadki, w których prawo państwowe oparte o "kompromis aborcyjny" pozwala mordować – w jednym. A jednak... mordować nie wolno.

..." – – – "... = S O S ; urywki doniesień medialnych, przez które przebija wołanie o pomoc



Paulus – student medycyny, wielka nadzieja, więc wie jak "bezpiecznie" amputować części ciała; sugestia, że jednak nie samookaleczył się (choć niektórzy może byliby do tego w obronie dziecka nienarodzonego zdolni), ale "zorganizował" obcięty palec w inny sposób. (I can get you a finger).



Piotr to dojrzały już Piotruś z Żeńców, brat Justyna. → Piotr Rozłucki

 

Piotr odwołuje się do brata ("Czy współpracować? Czy wtajemniczać? Czy aż tak ryzykować? Brat nigdy tak nie robił."), który w jakimś zakresie w procesie wychowania zastępował mu ojca.



Czy prolog to dialog wewnątrz głowy Piotra czy dialog między Piotrem a Pawłem? – na razie pozostawiamy to pytanie bez odpowiedzi. Rozważaliśmy, czy Piotr i Paweł to nie ma być jedna i ta sama osoba. Nasi bohaterowie są do siebie na tyle podobni, że Piotr wpadający z rewolwerem do sali operacyjnej może uchodzić za Pawła. Paulus musi się dalej ukrywać, bo gdyby ujawnił się przed ochrzczeniem dziecka Ali, mogliby je wciąż zamordować.



Linki "lukowe" związane z opowiadaniem (nie pod całą zawartością poniższych Redakcja by się dziś podpisała, ale pod większością tak):



http://luke7777777.blogspot.com/2007/07/przedludzie-i-aborcja-w-spoeczestwie.html

http://luke7777777.blogspot.com/2008/09/dobre-zasady-s-po-to-eby-si-ich-trzyma.html

http://luckyluke7777777.blogspot.com/2008/12/myli-do-uczesane-dobre-zasady-s-po-to.html



Krzyki słyszalne i niesłyszalne. Nawiązanie do Niemego krzyku.



Romuald Dębski: "Lekarz od cudu przeżycia". On oczywiście powiedziałby, że dołoży wszelkich starań, aby przeżyło każde dziecko, którego matka chce, aby przeżyło – on tylko wykonuje wolę pacjentki (że o ojcach już nie wspomnę). Ale jeśli nie chce, żeby przeżyło (odbiera mu tym samym szansę na chrzest) i morduje, to też się tego podejmie (w ramach posłuszeństwa prawu cywilnemu).



Nawet gdyby Dębski uratował tysiące istnień ludzkich, a z powodu jednego tylko morderstwa na nienarodzonym człowieku (albo innego przestępstwa przeciw Prawu Bożemu) umarł w stanie grzechu ciężkiego – znajduje się w piekle.



Po co jest Sąd Ostateczny, skoro zaraz po śmierci na sądzie szczegółowym wieczny los człowieka jest już znany? Św. Tomasz tłumaczy, że – choć ktoś już umarł – skutki jego działań trwają – aż do końca świata; a zatem założona przez R. Dębskiego Dębski Clinic zajmująca się m.in. in vitro wciąż działa; skutki jej działań trwają. Nowi lekarze, nowi laboranci, coraz to kolejni ludzie zaangażowani w niemoralne działanie "kliniki".



W opowiadaniu nie ma słowa "żona", jest "Marzenna", bo – podobnie jak Marzena Dębska w oczach Bożych tj. obiektywnie rzecz biorąc żoną R. Dębskiego nie była (była cudzołożącą z nim kochanką, konkubentką; mimo wszystkie kłamstwa, jakie na ten temat powiedział uchodzący powszechnie za kapłana katolickiego W. Drozdowicz podczas "mszy" pogrzebowej za spopielonego profesora) – Marzenna nie jest żoną Rajmunda Żołędnego.





Ilustracja na koniec tekstu: zdjęcie patrona oddziału ukazane jako zniszczone na kształt wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Czy Piotrowi rzeczywiście dane było dokonać symbolicznej dewastacji portretu? Tego nie rozstrzygamy.

Kolor "szram" na konterfekcie Dębskiego taki sam jak kolor otoczki mikrofonu, przed który nagadał tyle kłamstw.

Okulary jakby unoszące się w powietrzu.

Czarna aureola – anioł śmierci. A może: pan życia i śmierci. Umywający ręce: "zrobię to, czego oczekuje ode mnie pacjentka" (o ojcu dziecka nigdy nie wspominając).



Jak można być tak mądrym i tak głupim jednocześnie?



Text nosi fragmentami znamiona quasi detektywistycznej zagadki. Celowe niedopowiedzenia.

 

Piotr/Paweł z ukośnikiem – trochę eksperyment literacki, ale z drugiej strony zdanie PRAWDZIWE O KAŻDYM z bohaterów Z OSOBNA.



W opisie "porwania" Pawła pojawia się wielokrotnie słowo "auto" w różnych odsłonach; sugestia: nastąpiło AUTOPORWANIE.



Kto wszedł z rewolwerem do szpitala? Domyślności Czytelników pozostawiamy.



"Szedł takim krokiem, że gdyby ktoś przyjrzał mu się dokładniej, mógłby stwierdzić: idzie wziąć zakładnika". ALE WSZYSCY PATRZĄ W TV i nikt go nie zauważa. Patrz: końcowa scena Truman Show.



"Właśnie donosili o tym, co właśnie działo się paręnaście metrów stąd" (nie: "paręnaście metrów obok") → wprowadzenie dynamiki; jesteśmy w środku akcji



"Ale Paulus był dzieckiem/dziełem ich wspólnej miłości". → Któż to mówił, że chciałby w książce napisać, że "lekarz powinien kochać pacjenta", ale nie może tego zrobić, bo "miłość" to najbardziej sprostytuowane słowo naszych czasów?



"Ta sama Polska, która żyła kolejno – któż to zliczy – zawaleniem się dachu hali pod śniegiem jak wieży w Syloe (przez kolejny tydzień wszyscy skrzętnie odśnieżali własne domostwa), umieraniem himalaisty pod kaszmirskim szczytem, udzielaniem rozgłosu jawnemu mordercy i cudzołożnikowi, który latami publicznie uwłaczał Panu Bogu, twierdząc, że bardziej trzeba słuchać ludzi niż Jego, po czym umarł."

Czyli jakaś fascynacja śmiercią (bo wszystkie trzy wspominane historie kończą się zgonami), ale ekranową, niedotykalną, odległą – "nie mnie to trafiło".



W ostateczności jest gotów nawet Żołędnego pocałować. Prawie jak Judasz.



"Telefonu, oczywiście, nie zabierali". (Piotr ani Paweł).



"Szara" koperta nb. wcale nie jest szara tylko brązowa (więc skąd ta myląca nazwa?).



"Wszystkie te myśli przebiegły mu przez głowę znacznie szybciej niż którykolwiek z nas, Drodzy Czytelnicy, zdołał przeczytać powyższy akapit".

Bo autorowi też zdarza się czytać własny text po raz kolejny. I kolejny. I kolejny. Ale i tak wszystkich błędów sam raczej nie zauważy. Więc prosi o asystencję – Bożą, jak również czytelniczą.



"Sprawa tej głupiej smarkuli i jej bachora". Prawdziwy stosunek do pacjentów. Kwestia nazw: aborcje dokonywane w Szpitalu Dzieciątka Jezus; nazwa do zbrodni pasuje jak ulał, nieprawdaż?



Kiedy do zjednoczonych redakcji dotarły pierwsze zdjęcia..." → por. / h/t: Ziemkiewicz Kataryniarz



Ef 15:

15 Patrzcież tedy, bracia! jakobyście ostróżnie chodzili, nie jako niemądrzy, ale jako mądrzy,

16 Czas odkupując, iż dni złe są.



"Paweł wykąpał się, zjadł obfite śniadanie (ryba na zimno, kluski z makiem – świąteczne pozostałości), nieśpiesznie wynitkował i umył zęby (bardzo dokładnie – dbał o higienę!), spakował swojego ulubionego wisporta (nieco bardziej wyładowany niż zwykle) i ruszył".

Styl uwag w nawiasach i sam fakt ich pojawienia się w tekście nawiązują do stylu M. Musierowicz.



Stracić wnuka [jak na szafocie] chciała szczególnie babcia; dziadek milczał. Kiedy dowiedział się o decyzji, tylko pisał coś palcem na papierze. → zdecydowano "za niego", mężczyzna nie podejmuje walki, nie próbuje formułować ani forsować słusznej decyzji.



Contra Dębski et al.:

Straszenie katolickim państwem wyznaniowym, które – niespodzianka! – jest jak najzupełniej zgodne z nauką Kościoła, a nawet przezeń postulowane.



Bezpośredni impuls do napisania Żeńców 2: wypowiedzi Dębskiego o Chazanie; Dębski w ogóle nie bierze pod uwagę rzeczywistości duchowej.



Dedykacja dla Shelley Shannon, prawdziwej bohaterki, która za skuteczne działania pro-life przesiedziała niemal pół życia w więzieniu.


ZDĄŻYĆ DO PANA BOGA


Powtórzmy na koniec tezę i motyw napisania Żeńców dwóch:

Nie po to trzeba dołożyć wszelkich starań, aby każde dziecko rodziło się żywe, żeby cierpiało i umarło w męczarniach, w ramionach rodziców, "umarło z godnością" itd., ale po to, by zdążyć je OCHRZCIĆ.



5 września 2020

Toaletowo / Close(t)-up: W lodówce / Lodówka



 

Original model (Model oryginalny) / Oryginał


 

Granice, szlabany, prom


 

Kolorystyka: Ciepłe i zimne / Motyl na masce


 

No more dog paws / Żadnych więcej łap / Łapy z plaży / NO PET HATE PROJECT


 

Rozgnieciona muszla


 

Było ci malarzy wielu... Pędzel i muszle na plaży



 

Marker permanentny na plaży


 

Wolność vs. niewola / Różowa kłódka / Klatka / W klatce


 

Kto wytrwa aż do końca, zbawion będzie


 

Cztery plus sześć / 4 + 6 (Dziesięć przykazań / Dekalog)


 

Pająk na domofonie – Podaj kod (Wybierz żądany numer lokalu)


 

Nowości antykwaryczne: Nissan, dziecko i Wheeler


 

Nowości antykwaryczne: Wypadek ("Upadek Ikara" Bruegela)



 

 

 

2 września 2020

Pogrzebacze / Przegrzebacze / Ludzkie przegrzebki (Nad morzem)


 

Korpoodruchy na plaży. "Wyławianie bursztynu". Zagarnąć pod siebie. Efektywność się liczy. Styl i przyjemność już mniej. Wybrać z morza do olbrzymiego kosza to, co się uda złapać, wywalić hurtem na piach i rzucić się na ziemię – przetrząsać, przetrząsać! Przetrząśnięte? Siup! – następny kosz. Metody przemysłowe. O zwróceniu morzu tego, co się zeń zabrało (minus łup) albo o sprzątnięciu tego w inny sposób z piachu – mowy nie ma. O czym tu gadać? Siup! – następny kosz!


A frajda z wody omywającej nogi, gdy próbujemy złapać bursztyn w rękę? A frajda z...


Przypomina to opowieść Eleutherosa, który wspominał, jak niegdyś kupił i zainstalował małą pompę ręczną. Znajomy, który się o tym dowiedział, od razu zaproponował: "Możesz podpiąć ją pod taki silniczek..."


Vox populi, vox Dei?

Szukanie

Archiwizowanie

Dla odwiedzających