29 listopada 2021

Moje lata 90.: (Tylko wariat uprawia?) wolontariat...

jako hasło oraz idea zachwalana jako chwalebna pojawił się po raz pierwszy w mojej przytomnej pamięci w formie spotkania z wolontariuszem. Było to w jednej z młodszych klas szkoły podstawowej.

Wolontariusz, mężczyzna w średnim wieku, pracował za darmo na "Wyspach Solomona" – tak wielokrotnie z naciskiem powtarzał. Narzuciła mu się zapewne angielska wersja nazwy archipelagu. To był pierwszy kontakt z ideologią wolontariatu postulowanego jako pomysł na życie. Miast pracować i bogacić się, zaś z oszczędzonych środków hojnie wspierać ubogich, miałem podaną taką receptę na życie: będąc Polakiem jechać na antypody i wspierać tambylców. Komuś zapomniało się, że jestem tutejszy i obowiązki mam tutejsze. Szło nowe, obce...


Bazar, na którym można było kupić przecenione numery zagranicznych (głównie angielskojęzycznych) czasopism (starszych o tydzień lub miesiąc względem tych, które właśnie okupowały empikowe półki); ludzie wyprzedający olbrzymie kolekcje kaset magnetofonowych → bo właśnie weszły kompakty oraz internet. W nieco późniejszych czasach narzekanie na to, że zablokowano kolejny serwis do pobierania plików.


A propos wspomnianego przez Obywatela K. "Time'a": niesamowitą atrakcją był kupowany (lub przeglądany – no, dobrze: czytany z wypiekami na twarzy) numer amerykańskiego dziennika "USA Today", a w nim dokładne i ujęte w tabele dane statystyczne dotyczące wszystkich meczów koszykarskiej ligi NBA z poprzedniego dnia. Co tu o tym gadać w czasach, kiedy skrót każdego meczu, najlepsze akcje i miliony innych ujęć każdego spotkania NBA można oglądać na umór [dygresja: podczas rozgrywek bez widzów w zeszłym sezonie sprawiano wrażenie (nie wiem, czy tylko na użytek widzów, czy również tych, których jednak do hali wpuszczono), że na trybunach ktoś się znajdował; wyświetlano czy też ustawiano manekiny; sztuczna publiczność; przypomina to znane nam skądinąd malowanie trawy na zielono].


Słowo jeszcze z sprawie karate: zaraz po zakończeniu pokazu każdy, oczywiście, chciał się pokazać i wykazać i zaczął zadawać kolegom ciosy wzorowane na tym, co chwilę wcześniej mu zaprezentowano. Z kim przestajesz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Vox populi, vox Dei?

Szukanie

Archiwizowanie

Dla odwiedzających