11 maja 2020

PoŚcineczki #10: Inny świat działek

Sympatyczny uśmiech. Miła rozmowa. Zaczepienie spacerowicza z życzliwością. Obdarowanie go jakimś owocem dobroci Bożej, ziemi i pracy rąk własnych. I to wszystko dzieje się w dwumilionowym mieście? I to nie jako wyjątek, ale raczej norma?

Tak, to wizyta na działkach. Na tak zwanych Rodzinnych Ogrodach Działkowych. I nie chcemy tu rozpisywać się o pseudoformie pseudowłasności jaka w ich ramach obowiązuje.

Chcemy zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko: ci sami użytkownicy działki, być może niejednokrotnie mieszkańcy położonych kilkadziesiąt metrów dalej bloków, wychodząc z klatek owych bloków niekoniecznie zachowaliby się w stosunku do mnie w sposób opisany w początkowych zdaniach niniejszego poŚcinka. Ileż może zmienić w ludzkim zachowaniu przebywanie w danego rodzaju otoczeniu! – może szczególnie w otoczeniu pomyślanym na skalę bardziej ludzką (i tym samym bardziej Bożą).

Czy mamy prawo (i czy ma to sens) wyobrażać sobie jak wyglądałyby stosunki społeczne wśród ludzi żyjących powszechnie na działkach – ale działkach prawdziwych, będących własnością ich właścicieli? W społeczeństwie prywatnych właścicieli ziemi; ludzi mieszkających w domach wolnostojących?

Odwiedzającemu działki rzuca się w oczy interesujące zjawisko: prawie wszystkie są jakoś zorganizowane, zaplanowane, zadbane. O prawie każdą ktoś autentycznie dba. Wszystkie są w pewien sposób do siebie podobne – a jednocześnie każda ma swoją specyfikę, pozostawiony na sobie rys opiekuna.

Tak jak prawdziwa architektura. Wszystkie tzw. "stare" kościoły coś łączy – można by zaryzykować stwierdzenie, że niemożliwy do pomylenia z niczym innym (żadnym innym typem budynku) wygląd... kościoła. Pod tym względem są takie same. A jednocześnie bez trudności odróżniamy bazylikę Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu od katedry wawelskiej czy kościoła mariackiego. Tymczasem podrygi i popisy lekceważących kanony współczesnych pseudoartystów (wmówiono im, że przy budowie świątyni {nie tylko zresztą jej} nie obowiązują żadne zasady poza tą, że projekt i wykonanie budowli ma dać wyraz ICH "artystycznej" ekspresji) kończą się tym, że nie tylko nie potrafimy odróżnić jednej modernistycznej (w podwójnym, a nawet potrójnym tego słowa znaczeniu) świątyni od innej (chyba że w konkurencji na ohydę i brzydotę ktoś wykaże się wybitnie), ale nawet modernistycznego potworka od szopy z narzędziami (z przeproszeniem szopy z narzędziami, która bywa zbudowana solidnie i ładnie)... więc może lepiej porównać wygląd przytłaczającej większości współczesnych budynków przeznaczonych na cele kultu Novus Ordo do galerii handlowej czy innego oszklonego paskudztwa.

Ja tam wolę działki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Vox populi, vox Dei?

Szukanie

Archiwizowanie

Dla odwiedzających